czwartek, 12 czerwca 2008

Ujeżdżanie

Pewnego dnia stwierdziłam, że czas w końcu oswoić Akację z siodłem. Do tej pory miałam tylko jednego konia, a w zasadzie nie ja tylko mój tata. Miałam więc duży problem ze znalezieniem siodła i ogłowia. Po trzech godzinach mordowania się w składziku na miotły, gdzie rzekomo miało być siodło znalazłam jedynie ogłowie. No cóż. Ale lepsze to niż nic. Poszłam do stajni. Otworzyłam boks. Akacja odsunęła się ode mnie na bezpieczną odległość, ponieważ boks był dość obszerny. Zaczęłam uspakajać ją głosem. Powoli podeszłam do klaczy i pogłaskałam ją po kości nosowej. Chwilkę uspakajałam ją głosem, aż w końcu delikatnie zaczęłam zakładać jej ogłowie. I tego sie nie spodziewałam! Sprytna sztuka, ugryzła mnie! Opanowałam sie jednak i nie krzyknęłam z bólu, aby na śmierć nie przestraszyć mojego konika cieszącego sie chwilową przewagą. W końcu udało mi się. Wyprowadziłam już mniej zadowoloną Akację przed boks. W jedną rękę chwyciłam lonżę. nie jestem samobójcą. Najpierw niech koń przekłusuje się sam. Wyszłyśmy na mój mały padoczek. Był wielkości najwyżej sześciu boksów Akacji. Nie chciałam używać bata, dlatego trochę czasu zajęło by mój konik leniwie ruszył kłusem. Ogłowie, które miała na łbie bardzo jej sie nie podobało. A zwłaszcza denerwowało ją wędzidło. Czyniła cuda ze swoim pyskiem, ale wędzidełka nie wypluła. Kiedy w miarę sie uspokoiła spróbowałam sprawić aby zagalopowała. Zrobiła to płynnie i bez najmniejszego sprzeciwu. Widocznie trochę się rozruszała.
Po kilkunastu minutach lążowania Akacji, nieco mi sie to znudziło. Zresztą Akacyjce też. Zwinęłam lonżę. Akacja zarżała wesoło. Poklepałam ja po zadzie i wstrzymując powietrze wskoczyłam na konia. Jednak nie na długo. Akacyjka bardo sie zdziwiła tym, że ma pasażera na grzbiecie.Najpierw pięknie wierzgnęła. To wytrzymałam. Jednak gdy spostrzegła, że nieproszony gość nie spadł stanęła dęba. I wtedy jej sie udało. Z wielką gracją zsunęłam się z konia i padłam na piach. A rodzice mnie upominali. nie jeździj bez oczka. Jednak wyrodna córeczka nie słuchała. To teraz mam. A co mam? Wielkiego guza i parę siniaków. Szybko wstałam i wzrokiem omiotłam cały padok. Jest. Toczek leżał na ławeczce przy wyjściu. Puściłam Akację licząc, że jest na tyle przestraszona, że sie nie ruszy i ruszyłam po toczek. Moje przeczucia sie sprawdziły. Poczciwa Akacyjka nie ruszyła się nawet i milimetr. Założyłam toczek i wsiadłam znowu. Tym razem usiedziałam pół godziny. Udało mi się za kłusować. Akacja opanowała skręty. Jednak kiedy przyszło do zrobienia wolty w kłusie Akacyjka się zatrzymała. Ja przeleciałam przez jej czysto arabski łeb i tak zakończyła sie pierwsza lekcja.

środa, 11 czerwca 2008

Welcome every people!

Witajcie. To mój pierwszy post, i chcę żebyście przede wszystkim poznali konia tego bloga i dowiedzieli sie coś o nim:

Akacja

Wiek: 3lata
Rasa: czystej krwi koń arabski
Ujeżdżona: Na razie nie, zajmę się tym w następnym poście
Predyspozycje: na razie brak
Charakter: przyjazna, jednak nieco płochliwa i na początku nie ufna


A oto jeszcze dwie fotki Akacyjki: